Tekstylia nadal problemem
Choć obowiązek odwożenia do PSZOK odpadów tekstylnych wprowadzono wiele miesięcy temu, nadal budzi on niemal powszechne niezadowolenie. Najczęściej przywoływanym przykładem jest dziurawa skarpetka, z którą nikt nie ma zamiaru jeździć wiele kilometrów. A zbieranie i przechowywanie odpadów w mieszkaniach nikomu się nie uśmiecha – właśnie doszły do tego plastikowe butelki i puszki, bo też nie każdy mieszka blisko sklepu i nie każdy bywa w nim codziennie, by oddać opakowania z kaucją. Na szczęście w wielu gminach i miastach samorządowcy starają się rozwiązać problem.
Przykładem niech będzie Gdynia – gdzie na ulicach stanęło 190 pojemników, do których można wrzucać czystą odzież i buty – produkty, które da się ponownie wykorzystać i które nie powinny trafiać na składowiska. Dla porównania – w Warszawie jadąc do PSZOK z nadal wartościowymi tekstyliami nie mamy gdzie ich wrzucić. Tylko dwa stołeczne PSZOKi zbierają nadające się do użytku tekstylia.
Warszawa wysłała do dzielnic mobilne punkty odbioru ubrań, butów itp. których kierowca ocenia, czy dostarczone rzeczy na pewno nadają się do odebrania. Ten system działa tylko do końca roku, a jego wadą jest słaba dostępność oraz brak informacji na ten temat. Mieszkańcy wiedzą, że mobline PSZOKi mają dyżury w dzielnicach, ale ten „tekstylny” jest mało znany.
Są gminy i miasta, które się „poddały” i zdecydowały o dostawieniu mieszkańcom kolejnego pojemnika na odpady. To m.in. Gliwice i Słupsk. Tekstylia będą odbierane jak inne odpady z wiat śmietnikowych, a mieszkańcy domów jednorodzinnych otrzymują na nie kolejny worek.
Życie wmusza rozwiązania najlepsze dla mieszkańców, ale i dla środowiska. Bo chodzi o to, by dobre jeszcze ubrania nie trafiały na składowiska, a skrapetki nie były wrzucane do toalety. (mz)